City-break w Berlinie – Ampelmann, Teufelsberg, wege Currywurst i inne przyjemności!

Autor zdjęć: Marcin Bąkiewicz

- Advertisement -



Niedawno stuknęły mi okrągłe, trzydzieste urodziny i z tej okazji mój cudowny Marcin postanowił zrobić mi niespodziankę w postaci weekendu w Berlinie. Oboje uwielbiamy stolicę Niemiec i dotychczas zdarzyło nam się wspólnie wybrać tam już kilkukrotnie, przede wszystkim zawodowo, z uwagi na odbywający się tam festiwal Lollapalooza. Tym razem jednak urodzinowa niespodzianka była typowym city-breakiem, nastawionym na długie spacery po mieście, zwiedzanie ulubionych miejsc i szybki reset od codzienności. Co więcej, wybraliśmy się do Berlina tuż po obejrzeniu trzech sezonów serialu Berlin Station, który bardzo nas wkręcił w swoją fabułę, a zarazem stanowił świetną inspirację do odkrycia kilku nowych miejsc. Gdyby nie serialowe losy agentów CIA w stolicy Niemiec, zapewne nie wpadlibyśmy na pomysł zwiedzenia szalenie tajemniczego wzgórza na przedmieściach Berlina, którego historia oraz obecny wygląd niesamowicie pobudzają wyobraźnię! Ale o tym nieco niżej. :)

Burzliwe losy, mur berliński i droga do zjednoczenia w rytmie rock’n’rolla

Z Berlinem nierozerwalnie kojarzy się burzliwa historia miasta w XX wieku: od szalonych lat Republiki Weimarskiej, przez okrutną III Rzeszę, II wojnę światową oraz z komunizm i jego najbardziej wymowny symbol – mur. Po zakończeniu wojny miasto leżało w gruzach, liczba jego mieszkańców zmniejszyła się o połowę, a terytorium zostało podzielone między Związek Radziecki, Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię oraz Francję. Wraz z powstaniem Niemieckiej Republiki Demokratycznej w 1949 roku, wschodnia część Berlina stała się jej siedzibą. Finalnie, podział Berlina przypieczętował wybudowany w 1961 roku mur, uniemożliwiający berlińczykom ze wschodu przedostawanie się do zachodniej części miasta. Ci, którzy próbowali, niejednokrotnie przepłacali za to życiem. Upadek muru w 1989 roku, dokładnie po 28 latach, dwóch miesiącach i 27 dniach od jego wybudowania, zapoczątkował drogę do zjednoczenia Niemiec oraz samego Berlina.

- Advertisement -



[irp posts=’23482′]

Entuzjazm, wynikający z upragnionego obalenia reżimu, skłonił Niemców do żywiołowej i szybkiej rozbiórki muru. Do czasów współczesnych zachowały się wyłącznie fragmenty. Jednym z najbardziej okazałych jest Galeria East Side, będąca ponad kilometrowym odcinkiem muru, biegnącym wzdłuż brzegu rzeki Szprewy. Na murze podziwiać można dziś 106 murali, wykonanych przez twórców z całego świata. Najpopularniejszym z nich, przy którym o każdej porze dnia gromadzą się tłumy turystów, jest słynny braterski pocałunek Leonida Breżniewa i Ericha Honeckera, namalowany przez Dmitri Vrubela i znany jako My God, Help Me to Survive This Deadly Love. Dzieło to można z resztą spotkać nie tylko na murze berlińskim, ale także na niezliczonej ilości pocztówek, kubków, breloczków i innych suwenirów z Berlina. Co ciekawe, sam autor podobno stworzył dzieło zupełnie charytatywnie, nie biorąc za to ani grosza.

- Advertisement -



Choć z historią miasta, dawnej stolicy Rzeszy Niemieckiej, wiąże się mnóstwo brutalnych i tragicznych wydarzeń, współcześnie to tętniące życiem, niezwykle kolorowe, tolerancyjne i ekspresyjne miasto. Być może nie każdy z czytelników wie, że Berlin odegrał także ogromną rolę w historii współczesnej muzyki. Jeszcze przed nadejściem II wojny światowej, miasto uchodziło za prężny ośrodek kultury, rozrywki i liberalnego podejścia do życia. Lata po upadku mury przyniosły z kolei intensywny rozwój undergroundowej sceny klubowej. To właśnie w legendarnym berlińskim studiu Hansa swoje płyty nagrywali m.in. David Bowie, Depeche Mode czy Iggy Pop. W trakcie nagrań i pomieszkiwania w Berlinie wszyscy oni widywani byli w słynnym klubie SO36, w który miał istotny wpływ na rozwój sceny punkowej. Klub funkcjonuje z resztą do czasów współczesnych i można go znaleźć przy Oranienstrasse 190, w artystycznej dzielnicy Kreuzberg, licznie zamieszkiwanej współcześnie m.in. przez Turków. Stosunkowo niedaleko mieści się również inne miejsce, które z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom rock’n’rolla – muzeum zespołu Ramones, będące jedyną tego typu placówką na świecie! Można tu zobaczyć ponad 1000 eksponatów, spośród których wiele należało niegdyś do amerykańskiego zespołu – wśród m.in. trampki i ubrania, kostki do gitary, fragmenty riderów czy puszki po napojach. Co więcej, ekspozycję można podziwiać – jak przystało na świat rock’n’rolla – z butelką piwa w ręku, czego doświadczyliśmy podczas naszego weekendu w Berlinie. O tym miejscu więcej przeczytacie TUTAJ.

Tym, co nieprzerwanie zachwyca mnie w Berlinie jest wyjątkowy i niepowtarzalny klimat miasta. I choć słowo „klimatyczny” padło na tym blogu wielokrotnie, w kontekście rozmaitych miejsc na świecie, Berlin jest miejscem, które w stu procentach zasługuje na to miano! Na ulicach, w przejściach podziemnych i w popularnych dzielnicach na każdym kroku podziwiać można graffiti i rozmaite miejskie murale – zarówno te, stworzone przez prawdziwych artystów, jak i – co tu dużo pisać – bohomazy, będące wynikiem ekspresji mieszkańców miasta. To wszystko uzupełniają tony wlepek ponaklejanych na znaki drogowe i słupy oraz niezliczone ilości klejonych na tzw. „dziko” plakatów informujących o odbywających się imprezach. Miłośnicy minimalizmu i esteci mogą momentami dostać od tego wszystkiego zawrotu głowy, jednak całość świetnie wkomponowuje się w miejską tkankę. Alternatywnego szyku nadają tu także przede wszystkim sami berlińczycy! Podczas gdy manifestowanie przynależności do rozmaitych subkultur w Warszawie to przede wszystkim domena młodzieży, a widok kilkunastocentymetrowych irokezów spotyka się już głównie na wybranych festiwalach i koncertach, mieszkańcy Berlina nie zatracili w sobie potrzeby wyrażania swojej tożsamości. Martensy, glany, ćwieki, kolorowe irokezy, skórzane kurtki nabite ćwiekami i zamiłowanie do piercingu – to popularny element mody ulicznej, choć oczywiście nie o modę i bycie trendy w tym wszystkim chodzi.

[irp posts=’22428′]

Teufelsberg – „Diabelskie Wzgórze” na przedmieściach Berlina

A jeśli już mowa o klimacie berlińskiego undergroundu, najwyższy czas opowiedzieć Wam o wspomnianym podmiejskim wzniesieniu, na które zaprowadził nas amerykański serial Berlin Station. Mowa o Teufelsberg, w dosłownym tłumaczeniu „Diabelskim Wzgórzu”, oddalonym od centrum miasta o kilkanaście kilometrów. Aby dostać się na miejsce z śródmieścia, skorzystaliśmy z kolejki S-Bahn oraz autobusu, a następnie urządziliśmy sobie dwudziestominutowy spacer po lesie, aż na samą górę. Co ciekawe, Teufelsberg to sztucznie stworzone 120-metrowe wzgórze, usypane dosłownie na gruzach powojennego Berlina. Na zalesionym wzniesieniu mieści się dawna stacja szpiegowska NSA (to z niej swój samobójczy skok wykonał serialowy Julian De Vos, bohater pierwszego sezonu Berlin Station), w której skład wchodzi szereg wież i budynków z charakterystycznymi, okrągłymi kopułami. W czasach zimnej wojny Amerykanie przechwytywali stąd sowiecką komunikację radiową, kontrolując to, co działo się w bloku wschodnim. Stacja odsłuchowa była aktywna aż do upadku muru, a po 1989 została zamknięta i opuszczona. Amerykanie zabrali cały sprzęt, pozostawiając przestrzeń niemalże pustą. Wyjątkowa lokalizacja i oryginalny wygląd opuszczonych budynków bardzo szybko zainteresował artystów, grafficiarzy i squattersów, stając się stopniowo także niecodzienną atrakcją turystyczną. A ponieważ miejsce jest wyjątkowo fotogeniczne, bardzo często staje się też lokalizacją sesji zdjęciowych i teledysków.

Oprócz intrygujących budynków dawnej stacji szpiegowskiej, porzuconych i pomalowanych samochodów i koparek, znajduje się tu kilka niewielkich budek serwujących piwo i drinki. Całość objęta jest opłatą wstępu, wynoszącą w 2019 roku zaledwie 5 euro. Niestety, wejście na główną wieżę szpiegowską jest obecnie niemożliwe, o czym wszyscy odwiedzający są informowani podczas zakupu biletu. Co więcej, zakup biletu wiąże się z podpisaniem swoistej „listy obecności” oraz odpowiedzialności za własne zdrowie i życie w sytuacji, w której postanowimy wkroczyć na obszar zamknięty. Przygotowując ten tekst natrafiłam również na oferty kilkugodzinnych wycieczek zorganizowanych, których ceny potrafią wynieść nawet 50 euro, jednak w mojej ocenie zdecydowanie warto wybrać się tam na własną rękę. Dziś Teufelsberg to prężnie działające centrum kulturalne, w przestrzeni którego odbywają się imprezy i koncerty. Nie spodziewajcie się tu jednak tłumów turystów! Podczas naszej niedzielnej październikowej wizyty było tu mocno kameralnie, a głównymi odwiedzającymi wydawali się być sami mieszkańcy miasta.

Berliński Festiwal Świateł na 30-lecie upadku muru berlińskiego

Nasz pobyt w Berlinie zbiegł się tym razem z odbywającym się w mieście corocznym festiwalem światła „Festival of Lights”. Międzynarodowi i lokalni artyści przez dziesięć dni prezentowali Berlińczykom po zmroku instalacje świetlne, eksponowane na gmachach najważniejszych miejskich budowli – od Bramy Brandenburskiej, przez aleję Unter den Linden, po Wieżę Telewizyjną. Wszystkie one nie tylko zachwycały kolorami, ale też opowiadały rozmaite historie, związaną z miastem. Tegoroczna edycja odbyła się pod hasłem „Światła Wolności” i upamiętniała 30. rocznicę upadku muru berlińskiego. To jedyny tego rodzaju festiwal, będący największą na świecie galerią świetlną na świeżym powietrzu. Wydarzenie imponujące i pozostające w pamięci na długo! Jedynym efektem ubocznym imprezy są ogromne tłumy spacerowiczów na ulicach, zamknięte główne arterie, a co za tym idzie utrudnienia w kursowaniu autobusów. Można jednak przymknąć na to wszystko oko, w imię tak dobrej sztuki!

Piwko z widokiem na berlińskie ZOO

Wypad do Berlina był także kolejną okazją do odkrycia kilku fajnych restauracji. Warto tutaj wspomnieć przepyszne śniadania w kawiarni Birkenwunder w dzielnicy Moabit (w pobliżu mieścił się nasz hotel), jak również doskonałą wietnamską kuchnię restauracji Song Lam 37. Powróciliśmy także do mojego ukochanego Monkey Baru na dachu hotelu Bikini, w dzielnicy Ku’damm. Bar serwuje rozmaite piwa, drinki oraz przekąski, a to wszystko bardzo często umila muzyka serwowana na żywo przez dj’a. Miejsce to słynie z genialnego widoku na miasto, jaki roztacza się z balkonu, w tym możliwości obserwacji zlokalizowanego na dole berlińskiego zoo. Co prawda, wypatrzenie zamieszkujących ogród zoologiczny małp, jest stąd dosyć trudne, jednak widok wart jest odwiedzenia tego miejsca. Dobrze widać stąd natomiast pobliską zniszczoną wieżę Kościoła Pamięci Cesarza Wilhelma, zbombardowaną podczas II wojny światowej.

Kiełbasa z curry – hit miejscowego street-foodu

Currywurst, jedno z typowych niemieckich dań fastfoodowych to prawdziwy hit berlińskich ulic. Budki serwujące ten przysmak można spotkać niemal wszędzie, a mieszkańcy Berlina wydają się nim nigdy nie nudzić. Currywurst to zazwyczaj grillowana kiełbasa, pokrojona i posypana dużą ilością curry oraz polana sosem na bazie koncentratu pomidorowego. Zwykle spożywa się ją z bułką lub frytkami. Co ciekawe, zamawiając w Berlinie same frytki, również nie sposób nie wyczuć dodatku curry. Według popularnych źródeł, w Niemczech sprzedaje się rocznie 800 milionów currywurstów – imponujące, prawda? Statystyki te mają szansę solidnie wzrosnąć, odkąd Niemcy wpadli na pomysł serwowania również wegetariańskiej odmiany przysmaku, na bazie kiełbaski roślinnej. Jako wegetarianie, spróbowaliśmy tej ostatniej opcji i okazała się całkiem smaczna!

City-break w Berlinie – Ampelmann, Teufelsberg, wege Currywurst i inne przyjemności! Berlin
Wegetariański Currywurst

[irp posts=’24101′]

Miś z dużym brzuszkiem, trabant i wędrujący Pan-Żarówka

Nim przejdę do zakończenia tego tekstu i kilku informacji praktycznych, chciałabym jeszcze wspomnieć o trzech symbolach Berlina, na które warto zwrócić uwagę podczas spacerów po stolicy Niemiec. Swoją drogą, wszystkie są tak urocze, że właściwie nie sposób ich nie zauważyć. Pierwszy z nich to charakterystyczne niedźwiedzie, zlokalizowane przy wielu atrakcjach, sklepach i muzeach. Wznoszące ręce do góry lub stojące do góry nogami dwumetrowe misie to jednak nie nawiązanie do herbu Niemiec, na którym znajduje się niedźwiedź, a odniesienie do międzynarodowej akcji „United Buddy Bears„, mającej na celu wzmacnianie pokoju między narodami. W jej ramach powstała wystawa dzieł artystów z ponad 140 krajów, spośród których każdy nadał misiowi charakterystyczny dla swojego kraju styl. Wiele z nich zostało następnie zlicytowanych na aukcjach charytatywnych, inne do dziś zdobią miejskie metropolie. Ulice Berlina zamieszkiwane są przez wyjątkową ilość kolorowych niedźwiedzi, jednak nie brakuje ich także w wielu innych zakątkach świata – misie można spotkać m.in. w Rio de Janeiro, Paryżu, czy w Warszawie – jeden z nich znajduje się z resztą bardzo blisko naszego domu, na warszawskim Ursynowie.

Jeśli już macie za sobą obowiązkowe zdjęcie z berlińskim misiem, nie zapomnijcie zwrócić uwagę również na sygnalizację świetlną we wschodniej części Berlina. Czerwony ludzik dawnego z NRD ma rozłożone ręce, a zielony idzie. Nazywają się Ampelmännchen i zostały zaprojektowane na początku lat 60. przez niemieckiego psychologa Karla Peglaua. Po zjednoczeniu Niemiec podjęto decyzję o zachowaniu wschodniego symbolu i odstąpiono od chęci ujednolicenia berlińskich świateł, stąd w zachodniej części „ludzik” na pasach wygląda bardziej tradycyjnie i poważnie. Uroczy Ampelmann z biegiem czasu stał się wizytówką miasta oraz jego symbolem. Niemcy szybko podchwycili temat, tworząc sieć sklepów Ampelmann, w których kupić można rozmaite gadżety z wizerunkiem zielonego i i czerwonego ludzika z NRD. Wśród oferty sklepu znajdują się m.in. kubki, koszulki, torby, akcesoria papiernicze, a nawet mydła, świeczki i foremki do pieczenia ciastek. Największy ze sklepów mieści się przy słynnej Unter den Linden. Uważni odwiedzający dostrzegą w nim zdjęcie, wykonane w tymże sklepie samemu Davidowi Hasselhoffowi.

City-break w Berlinie – Ampelmann, Teufelsberg, wege Currywurst i inne przyjemności! Berlin
Wypożyczalnia trabantów Trabi-World

A gdy już mowa o Hasselhoffie, czy pamiętacie jego utwór „Looking for Freedom„? Kilka dni po naszym pobycie w mieście, gwiazdorowi „Słonecznego Patrolu” wytrąbiły tę piosenkę berlińskie trabanty! Naczelna marka samochodów, produkowana od lat 50. do 90. w NRD to współcześnie kolejny symbol i atrakcja Berlina. Nie zdziwcie się, gdy podczas spaceru wzdłuż berlińskich ulic, minie Was sznur kolorowych trabantów – zapewne kolejni turyści wybrali się właśnie na Trabi-Safari, organizowane przez firmę Trabi-World.

Informacje praktyczne

Do Berlina z Warszawy dotarliśmy lotem, korzystając z oferty taniego brytyjskiego przewoźnika Easy Jet. Czas trwania lotu ze stolicy wynosi zaledwie jedną godzinę i dziesięć minut. Aby maksymalnie wykorzystać czas pobytu, zdecydowaliśmy się na powrót popołudniowym pociągiem InterCity– w tym przypadku podróż do Warszawy trwała niespełna sześć godzin. Trasa z Berlina do Warszawy wiedzie m.in. przez Frankfurt nad Odrą, Świebodzin, Poznań, Konin i Kutno.

W trakcie pobytu w Berlinie korzystaliśmy z komunikacji miejskiej, w tym przede wszystkim z metra (U-Bahn), szybkiej kolejki miejskiej (S-Bahn) oraz autobusów. Zwykle nabywaliśmy bilet dzienny (Tageskarte), pozwalający na odbycie dowolnej ilości podróży. Bilet jest ważny do 3 rano dnia następnego i kosztuje 7 euro (dla strefy taryfowej AB).

W Berlinie zatrzymaliśmy się w hotelu Mercure Hotel MOA Berlin, zarezerwowanym przez portal Booking.com. Obiekt ten wyróżnia się świetnym standardem, bliskim sąsiedztwem stacji metra oraz kolejki S-Bahn, jak również spokojną i przyjemną okolicą.

Booking.com

Rezerwując hotel poprzez skorzystanie z powyższej mapy, przyczyniasz się do rozwoju tego bloga! Dzięki Twojej rezerwacji, otrzymam niewielką prowizję. Nie wpłynie to w żaden sposób na cenę Twojego noclegu. :)

Masz swoje ulubione miejsca w Berlinie? Nie odchodź bez słowa! Zostaw swój komentarz i podziel się opinią! ↓

- Advertisement -



Agnieszka Maury
Agnieszka Maury
Cześć, jestem Aga, a Styk Kultur to jeden z najstarszych blogów podróżniczych o Turcji (i reszcie świata). Stronę rozwijam nieprzerwanie od 2013 roku, kiedy to na dłuższy czas zamieszkałam w tureckim mieście Çanakkale. Współtwórcą Styku Kultur i autorem większości zdjęć jest Marcin Bąkiewicz. Więcej informacji o nas znajdziesz TUTAJ. Poza lekturą bloga, gorąco polecam Ci zakup mojej książki o Turcji, wydanej nakładem wydawnictwa PASCAL. Jeśli znalazłaś/eś tu to, czego szukasz, wesprzyj dalszy rozwój Styku Kultur, stawiając mi wirutalną kawę. :) 

Polecane

Tradycje kulinarne Turków – to warto wiedzieć

Choć Turcja kojarzy się przede wszystkim z kebabem, kulinarne...

Gdzie leży starożytny Pergamon? Jak tam dotrzeć?

Turecki region Morza Egejskiego to obszar pełen interesujących miejsc,...

Kadıköy – hipsterska dzielnica po azjatyckiej stronie Stambułu

Odkryj z nami fascynujący świat stambulskiej dzielnicy Kadıköy: perły...

Turecka herbata – jak smakuje „czaj” i jak go parzyć?

Turecka herbata to narodowy napój Turków, bez którego trudno...