Praca na planie serialu „Wspaniałe Stulecie” uczy improwizacji
Praca na planie serialu „Wspaniałe Stulecie” uczy improwizacji. Rozmowa z Mateuszem Gierynem, specjalistą w dziedzinie pracy z końmi, pracującym przy produkcji serialu „Wspaniałe Stulecie”.
Agnieszka Wawrzyniak: Jak zaczęła się Twoja przygoda z trafieniem na plan tureckiej produkcji „Wspaniałe Stulecie”?
Mateusz Gieryn: Muszę przyznać, że był to duży zbieg okoliczności. Od lat należę do Polskiego Stowarzyszenia Łucznictwa Konnego, organizacji, która rozwija w Polsce tę dyscyplinę. Wraz z kilkoma znajomymi zostałem zaproszony do Sivas, w środkowej Turcji. W zamian za pomoc w podszkoleniu szermierki, mieliśmy szansę nauczyć się od naszych kolegów łuczników konnych gry wdżiryt. Jedną z osób, które tam poznałem, był turecki aktor Cemal Hünal, znany z głównej roli w filmie „Issız Adam”. Dość szybko okazało się, że potrzebny jest ktoś, kto pomoże w przygotowaniu pokazu jeździeckiego w stolicy Turcji, Ankarze. Zaproponowałem, że chętnie im pomogę.
A.W: Twój pokaz zrobił wrażenie?
M.G: Tak, pokaz był na tyle udany, że w kilka dni po moim powrocie do Polski Cemal zadzwonił do mnie z propozycją dalszej współpracy. Miał podpisany kontrakt związany z grą oraz tworzeniem konnej grupy kaskaderskiej w serialu opowiadającym o czasach Turków Seldżuckich. Po trzech miesiącach pracy nad tą produkcją okazało się, że serial nie przeszedł jednak testów producenta i ostatecznie turecka telewizja narodowa zdecydowała się na rozwiązanie umowy. Zostaliśmy na lodzie, ale paradoksalnie to właśnie dzięki temu pojawiła się kolejna oferta pracy dla grupy pod moim przewodnictwem, tym razem przy “Wspaniałym Stuleciu”.
M.G: Wówczas byłem skupiony na swojej pracy i szczególnie się nad tym nie zastanawiałem. Moim głównym zadaniem było uczenie Turków jazdy konnej i właściwej opieki nad tymi zwierzętami. Co więcej, przez długi czas zupełnie nie chwaliłem się faktem, że brałem udział w tej produkcji, nie postrzegając jej jako szczególnie wartościową (śmiech). Bez wątpienia było to jednak bardzo ciekawe i inspirujące doświadczenie.
A.W: Kiedy dokładnie trafiłeś na plan i jak wyglądała Twoja praca przy tej produkcji?
M.G: Choć na plan serialu trafiłem w sierpniu 2011 roku, wcześniejsze przygotowania koni do pracy przy tym serialu trwały prawie siedem miesięcy. Zajmowaliśmy się szkoleniem 15 koni do zadań specjalnych, które występowały w najważniejszych scenach serialu. Zwierzęta były wypożyczone z prywatnej stajni Cemala Hünala. Oprócz tego, we „Wspaniałym Stuleciu” można zobaczyć również około 30 koni odgrywających rolę tła w scenach bitewnych.
A.W: Przygotowywane przez Ciebie konie służyły aktorom serialu. Miałeś okazję poznać główną obsadę?
M.G.: Tak. Właściwie większość z tych osób poznałem już wcześniej, gdy przyjeżdżali do mnie na naukę jazdy konnej. Miałem przyjemność pracować m.in. z Halitem Ergençem, grającym główną postać sułtana Sulejmana oraz z Okanem Yalabıkiem, wcielającym się w postać Ibrahima Paszy.
A.W: Jak wspominasz aktorów „Wspaniałego Stulecia” prywatnie?
M.G: Każdy z aktorów jest zupełnie inny. Bardzo miło wspominam pracę z Halitem Ergençem, który bardzo dobrze mówi po angielsku i jest naprawdę rozsądnym facetem. Nieco trudniej pracowało się z aktorem wcielającym się w rolę Ibrahima Paszy, bo Okan nie posługuje się angielskim. Po siedmiu miesiącach potrafiłem już wydawać mu proste komendy po turecku w trakcie naszych konnych lekcji, ale zwykle rozmawialiśmy za pośrednictwem tłumacza. Muszę także przyznać, że to właśnie z Okanem było najwięcej problemów jeśli chodzi o sceny konne..
M.G: Okan Yalabık ma prywatnie paniczny lęk przed jazdą konno, wynikający z faktu, że kiedyś mocno poturbował się po upadku z konia. Oglądając serial, łatwo zauważyć, że zwykle ktoś trzyma jego konia lub asystuje mu w tych scenach. Producent serialu od początku uprzedzał mnie, że będę musiał popracować nad tym, aby dobrze poczuł się na koniu i przestał obawiać się jazdy. Po kilku godzinach rozmów i treningów serialowy Ibrahim poczuł się na tyle pewnie, że gdy już dotarł na plan, wziął jednego z moich koni i pogalopował przed siebie.. Po kilku minutach spadł i, jeśli dobrze pamiętam, skręcił sobie nadgarstek. Okan ma bardzo porywczy i wybuchowy charakter.
A.W: Mam nadzieję, że serialowy sułtan radził sobie lepiej?
M.G: Zdecydowanie, Halit miał już wcześniej do czynienia z jazdą konno i naprawdę nieźle trzymał się na koniu. Pozwoliłem mu wybrać, który z wierzchowców najbardziej mu pasuje i później świetnie radził sobie z nim sam. Muszę przyznać, że mieliśmy dość krótki czas na przygotowywania, bo producent przysyłał mi aktorów w niemalże hurtowych ilościach. Do stajni przyjeżdżał autobus, z którego „wysypywało” się kilkudziesięciu aktorów i każdemu z nich dawałem zwykle jedną lekcję jazdy konnej, w trakcie której musieli opanować jej podstawowe zasady.
A.W: Mało kto wie, że byłeś nie tylko jedynym Polakiem biorącym udział w pracy przy tej produkcji, ale także naszym reprezentantem wśród obsady aktorskiej. Jak to się stało, że reżyser zaproponował Ci zagranie w serialu?
M.G: Do pracy przy produkcji „Wspaniałego Stulecia” zostałem zatrudniony jako konsultant do spraw walki oraz opieki nad końmi. Propozycja zagrania w scenie Bitwy pod Mohaczem oraz kilku dodatkowych scenach pojawiła się dość nieoczekiwanie. Aktor, który miał się wcielić w postać przybocznego węgierskiego króla Ludwika II, miał zaplanowane sporo scen jeździeckich. Wcześniej skłamał w swoim CV, że świetnie jeździ konno, w związku z czym produkcja zrezygnowała z pomysłu wysłania go na moje lekcje (śmiech). Na planie dość szybko okazało się, że paniczny strach przed jazdą konno uniemożliwi temu aktorowi zrealizowanie zaplanowanych scen. Produkcja pilnie potrzebowała kogoś, kto potrafi jeździć konno i mógłby zagrać w tej scenie – z propozycją zwrócono się więc do mnie.
A.W: Wahałeś się?
M.G: Nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo, bo wyjaśniono mi, że chodzi głównie o sceny jazdy konno – ucieczkę na czele armii i dowództwo nad oddziałem. W praktyce okazało się, że będą też dialogi (śmiech).
M.G. W praktyce recytacja tekstu na planie nie była prosta. Turecka kwestia była długa i dość trudna w wymowie. Asystent planu podbiegł do mnie z kartką papieru i dał kilkanaście minut na przyswojenie tekstu. Ostatecznie, recytowałem zupełnie inny teskt, a producent podłożył mi dubbing (śmiech). Pamiętam jedynie, że w tej scenie sułtan Sulejman próbował nas nakłonić do poddania, a my tego nie chcieliśmy. Sceny Bitwy pod Mohaczem kręciliśmy dziesięć dni, w okolicach tureckiego Edirne, bardzo blisko granicy greckiej. Było naprawdę gorąco i warunki pracy były dosyć ciężkie. Każda ze scen, a przede wszystkim jazda konno, musiała być nagrana z różnych ujęć kamery.
Scena, w której zagrał Mateusz:
A.W: Masz duże doświadczenie w pracy przy międzynarodowych produkcjach filmowych. Jak oceniasz pod tym kątem profesjonalizm Turków?
M.G: Muszę przyznać, że dosyć słabo. Na planie pracowało prawie 300 osób. Imponujący budżet pozwalał angażować do scen bitewnych nie tylko ogromne ilości sprzętu oraz pokaźną liczbę koni, ale także wielbłądy i wiele innych zwierząt. Choć serial miał ogromny budżet, odcinki były jednak kręcone praktycznie z tygodnia na tydzień. Po zakończeniu pracy nad daną sceną, ekipa miała zaledwie 3-4 dni na ich obróbkę materiału, a tydzień lub dwa później odcinek był już emitowany w tureckiej telewizji. Na planie scen na otwartym powietrzu panował niesamowity chaos i nikt do końca nie wiedział, co się za chwilę wydarzy. Spędzaliśmy wiele godzin bezczynnie, później pracowaliśmy po kilka godzin non stop. Reżyser często zmieniał zdanie. Mam wrażenie, że bardzo wiele rzeczy powstało spontanicznie. Zdecydowanie lepiej było w przypadku scen kręconych w studio.
A.W: Brałeś udział w scenach kręconych w serialowych wnętrzach „Pałacu Topkapı”? Jak wygląda studyjny plan serialu?
M.G: Produkcja bardzo szczegółowo odtworzyła wnętrza sułtańskiego pałacu, scenografia naprawdę robi wrażenie. Miałem przyjemność zagrać w kilku scenach, których akcja toczyła się w serialowym Topkapı. Poznałem tam m.in. Meryem Uzerli, wcielającą się w rolę serialowej Hürrem. Często widywaliśmy się w przebieralni, bo swoje sceny kręciliśmy w pomieszczeniach obok siebie. Praca na planie studyjnym była dużo bardziej zorganizowana.
Wyświetl ten post na Instagramie.
A.W: Powróćmy do głównego powodu Twojej pracy przy tym serialu. Dlaczego Turcy zdecydowali się na zatrudnienie polskiego eksperta do pracy z końmi? Mają zbyt mało własnych specjalistów?
M.G: Ekipa, która pracowała ze mną, była pierwszą konną ekipą filmową w Turcji. Byliśmy pionierami, a w nowoczesnej kinematografii tureckiej nie kręciło się dotąd zbyt wielu filmowych scen z udziałem koni. Do dziś nad Bosforem brakuje konkurencji w tej dziedzinie. Ma to z pewnością duży związek z przemianami politycznymi kraju. Atatürk (pierwszy prezydent Republiki Turcji – przyp.) zaszkodził mocno koniom, likwidując turecką kawalerię. Później nie wykształciły się też żadne tradycje sportowe, stąd Turcy naprawdę fatalnie jeżdżą konno. Naród turecki ma tendencję do oczekiwania pewnych efektów bardzo szybko, a niestety praca z końmi wymaga cierpliwości i szczególnego traktowania tych zwierząt. Profesjonalne wyszkolenie wierzchowca to kwestia nawet kilku lat.
A.W: Domyślam się, że w erze Imperium Osmańskiego konie odgrywały dużo większą rolę?
M.G: Zdecydowanie, różnice są ogromne. Na terenie Imperium istniało wówczas wiele szpitali dla koni, specjalizujących się tylko i wyłącznie w leczeniu tych zwierząt. Współcześnie Turcja nie posiada zbyt wielu weterynarzy specjalizujących się w leczeniu koni. Sięgając do źródeł historycznych na temat Turcji osmańskiej, można odnaleźć niesamowite historie. Opisy brytyjskiej kawalerii pozwalają zrozumieć, jak wyjątkowa relacja łączyła Turków z końmi w XVI-XVII wieku.
Znam historię o pewnym brytyjskim oficerze z tych czasów, którego zaproszono na wystawny obiad z turecką armią. Posiłek spożywano na szczycie małego wzgórza, u podnóża którego znajdowała się niewielka stajnia z oficerskimi końmi. Za każdym razem, gdy któryś z tureckich oficerów przemawiał, jego koń podnosił głowę i spoglądał na swojego pana. Gdy kolacja się zakończyła, stajenni odwiązali konie, a każde ze zwierząt podbiegło zameldować się przy swoim oficerze. W źródłach historycznych na temat tego okresu Imperium Osmańskiego można znaleźć wiele opisów tego rodzaju partnerstwa między tureckimi oficerami a ich końmi.
M.G: Jak najbardziej. Nasza szkoła filmowa jest naprawdę bardzo dobra. Mamy cenionych na całym świecie operatorów, znakomitych scenarzystów i bardzo dobrych kaskaderów. Ci, z którymi pracowałem, to naprawdę prawdziwi fachowcy zatrudniani na całym świecie. Także podczas pracy przy jednej z boolywoodzkich produkcji w Indiach, poznałem uzdolnioną ekipę polskich operatorów. Naprawdę nie mamy powodów do kompleksów.
A.W: Czego nauczyła Cię praca z Turkami?
M.G: Myślę, ze przede wszystkim improwizacji (śmiech).
Świetny wywiad, zacząłem się wczytywać … a tu koniec :) Pan Mateusz Gieryn mógłby napisać ciekawą ksiązkę historyczną z konikami w tle :) Dziękuję za ten wywiad :)
Również byłam pod dużym wrażeniem wiedzy Pana Mateusza! Dziękuję za odwiedziny. :)
Gratuluje, wykonana wspaniala robota. A widac ze wielu aktorow slabo jezdzi i trzeba bylo z nimi wiele pracy ;)
Wspaniały wywiad! Jestem mile zaskoczona rozwiniętymi informacjami o aktorach. „Okan ma bardzo porywczy i wybuchowy charakter” – jedynie to mnie zastanowiło, bo dosłownie wszędzie wspomina się, że serialowy Ibrahim to w rzeczywistości skryty w sobie introwertyk, odcinający się od świata fotografią, a z jedynie niezwykłą mocą na planie. Którą wersję mam przyjąć za prawidłową? o-o
Gratulację!