Osiemdziesiąt jeden kilometrów – dokładnie taki dystans trzeba pokonać, aby z wysuniętego najbardziej na południe kurortu Kavos dotrzeć do – położonego na północy – miasteczka Sidari, a tym samym przejechać wzdłuż grecką wyspę Korfu. Tego pozornie banalnego zadania jakiś czas temu podjęłam się z dwiema przyjaciółkami, małym białym Hyundaiem. Gdy odbierałyśmy kluczyki od Greka wynajmującego samochód, ten nie krył lekkiego przerażenia w oczach. Czy słusznie? :)
Znudzone – słynącym z rekordowej liczby klubów oraz przychodni chirurgicznych (!) – Kavos, oczarowane pobliskimi wysepkami Paxos i Antipaxos, zachwycone stolicą wyspy – Kerkirą oraz zniesmaczone przygodą nad jeziorem Korission (gdzie roznegliżowany grecki ekshibicjonista przyprawił nas niemalże o zawał serca, goniąc po lokalnych wydmach) ruszyłyśmy na północ wyspy. Nasz plan podróży obejmował kilka obowiązkowych punktów. Pierwszym z nich było miasteczko Pelekas.
Mijając, dobrze nam już znaną, portową wioskę Lefkimmi, skierowałyśmy się na północny zachód, przejeżdżając przez wsie Perivoli, Argirades, Linia oraz Vragkaniotika. Spoglądając uważnie na mapę, wjeżdżałyśmy na coraz wyższe pasma górskie, przez które wiodą kręte i wąskie drogi wyspy Korfu. Pogoda tego dnia była dość pochmurna, a napotkana dzień wcześniej Polka – demonicznie przestrzegająca przed ilością przydrożnych kapliczek (przypominających o tych, którzy zginęli na miejscowych drogach) – wprawiła nas w iście bojowy nastrój. Dość szybko przyswoiłyśmy sobie jednak główne, niepisane zasady podróżowania samochodem po Korfu:
1, Tablice kierunkowe występują zbiorczo – jedna za drugą, a następnie przez wiele kilometrów nie ma ich wcale.
2. Tablice kierunkowe są często ustawione tyłem do kierunku jazdy, dlatego rolą pilota jest sprawne i szybkie obracanie głowy, w celu ich rozszyfrowania.
3. Mieszkańcy Korfu nadal nie widzą potrzeby zapisywania wielu nazw alfabetem łacińskim.
4. Zbliżając się do wąskiego i ostrego zakrętu, gdzieś w wysokich partiach gór, dobrze zatrąbić i upewnić się, czy za chwilę nie zderzy się z nami miejski autokar (Hej, Grecy, dlaczego nie podpatrzyliście u Turków zwyczaju jazdy zgrabnym i małym dolmuszem?!)
5. Jeśli do punktu docelowego pozostało zaledwie 10-20 km, nie łudź się, że pokonasz ten odcinek w pół godziny.
Jakkolwiek powyższe zasady brzmiałby nieprzyjemnie, w praktyce przejażdżka po Kerkyrze (jak wyspę w zwyczaju nazywać mają Grecy) była strzałem w dziesiątkę. Drogę zgubiłyśmy tylko raz, zupełnie niechcący wjeżdżając w samo centrum klaustrofobicznej, zabitej dechami wsi, gdzieś na szczycie wysokiego wzniesienia. Krótka konwersacja po grecku (żadna z nas nie rozumie tego języka) z lokalną mieszkanką, szczęśliwie nakierowała nas jednak na właściwą trasę. :)
Przystanek I : Pelekas
Ze wzgórza, na którym zbudowana jest wioska, roztaczają się imponujące widoki. Najwyższy punkt w Pelekas nazywany jest Tronem Wilhelma II – to krótkie, enigmatyczne i jakże typowe dla „literatury gatunku” zdanie znalazłyśmy w naszym przewodniku. Zaparkowałyśmy auto w ścisłym centrum Pelekas, tj. przy jedynej głównej ulicy, pełnej urokliwych tawern oferujących widoki na, rozlane u podnóża gór, bajeczne Morze Jońskie. Kusiło nas, żeby zatrzymać się w jednej z nich na kawę i baklawę, ale miałyśmy przed sobą długą trasę, a pogoda tego dnia naprawdę nie była najlepsza. Rozpoczęłyśmy łagodną wspinaczkę w kierunku Kaiser’s Throne, czyli cesarskiego tronu, jak punkt ten mają w zwyczaju nazywać zagraniczni turyści.
Panoramiczny „tron” cesarza
Tron Wilhelma II, znajdujący się na szczycie miejscowego wzgórza, to naprawdę imponujący punkt widokowy. Ostatni niemiecki cesarz i król Prus, gdy nabył już zlokalizowany na Korfu pałac Achillion, miał podobno zwyczaj przychodzić tu latem i podziwiać zachody słońca. Okres wizytowania na wyspie Wilhelma II datuje się na lata 1908 – 1914. Współcześnie ta urokliwa cesarska „miejscówka” oferuje zapierający dech w piersiach, panoramiczny widok na okoliczne wzgórza, doliny, wioski, a przede wszystkim na Morze Jońskie. Grecy zadbali o to, by odwiedzający mogli skorzystać z profesjonalnych lunet widokowych, dostępnych po uiszczeniu kilku monet. Zakochani chętnie przypinają tu miłosne kłódki, a niemieccy turyści intensywnie poszukują śladów obecności potomka dynastii Hohenzollernów.
Nieco oszołomione tym uroczym widokiem, a przede wszystkim głodne kolejnych wrażeń, wyruszyłyśmy w kierunku Paleokastritsy, pozostawiając za sobą takie widoki:
Dziekuję za bardzo przydatny przewodnik.