W sierpniu 2019 wróciliśmy na dwa tygodnie do Turcji, by spędzić kilka dni w Izmirze, a następnie udać się do urokliwej nadmorskiej miejscowości Eski Foça. Była to nasza druga tegoroczna podróż do Turcji, tuż po majowej wyprawie do południowo-wschodniej Anatolii. Poniższy tekst do pierwsza część relacji z pobytu w Izmirze. Więcej tekstów artykułów na temat miasta i okolic znajdziesz TUTAJ.
Jest bardzo późny sierpniowy wieczór, a nasz samolot właśnie ląduje na płycie lotniska Adnana Mendersa. Choć regularnie odwiedzamy z Marcinem Turcję, w Izmirze jakimś trafem nie byłam od pięciu lat. Nie mam jednak czasu zastanawiać się nad tym, jak wiele się tu w tym czasie zmieniło, bo dopisuje nam solidne zmęczenie i zniecierpliwienie. Po przejściu przez kontrolę paszportową, czekamy na taksówkarza, zamówionego jeszcze w Polsce przez Booking.com, który miał oczekiwać nas z karteczką i sprawnie zawieźć do hotelu, jednak najwyraźniej miał coś innego do roboty. Turcja, Ty jędzo – powtarzam w myślach z miłością, do mojej starej dobrej znajomej.
Ostatecznie, nasz niedoszły taksówkarz informuje na Whats’appie, że za kilkanaście minut odbierze nas jego kolega. Jedyne o czym marzę, to iść spać i obudzić się gotowa na spotkanie z naszym pierwszym tego lata tureckim śniadaniem – pełnym warzyw, oliwek, serów, przypraw i pieczywa. Kolega taksówkarza przyjeżdża jakieś dwadzieścia minut później i ładuje nasze walizki do bagażnika. Wsiadamy i przez pierwsze kilka minut siłujemy się z pasami, które – jak to często bywa w Turcji – są zaklinowane, żeby nikomu nie przeszkadzały. Klasyka! Wspomnienie kraksy, którą kilka lat temu zaliczyliśmy w taksówce, w drodze na samolot z Warszawy do Stambułu, sprzyja naszej determinacji. Uff, udało się, zapięci w pasy ruszamy w kierunku centrum.
Salony ślubne, sklepy z erotyczną bielizną i kebab, dużo kebabu – witaj w Izmirze!
Przykładam twarz do szyby i obserwuję puste ulice (jest prawie 2 w nocy), pełne neonów i podświetlanych szyldów – salony ślubne, sklepy z erotyczną bielizną, bary z kebabem i agencje nieruchomości. Wszystko to skąpane w odcieniu ciepłego światła, w odcieniu przygaszonej żółci, które od zawsze kojarzy mi się z Turcją. W oddali w ostatniej chwili dostrzegam Saat Kulesi – izmirską wieżę zegarową, której widok kilka lat temu wzbudził we mnie ogromny zachwyt. Nie wiem jeszcze, że obecnie jest w renowacji. Gdy zbliżamy się do centralnej dzielnicy Konak, szybko staje się jasne, że nie wszyscy jednak poszli spać. Wzdłuż ulicy, którą jedziemy, robi się solidny korek. Wąskie uliczki starego miasta, oprócz sznura żółtych taksówek, wypełnia imprezująca młodzież, a ciemniejsze zaułki – panie oferujące masaż. Przez chwilę ten obraz przypomina mi nieco ulice Bangkoku. I pomyśleć, że na południowym wschodzie Turcji, w maju tego roku przez tydzień niemalże nie widzieliśmy nigdzie alkoholu (co w niczym nie przeszkadza, bo zwyczajnie można się tam upić pięknem tego regionu, o czym napisałam serię tekstów, które znajdziecie TUTAJ). Po niespełna półgodzinnej jeździe taksówką, ta zatrzymuje się pod hotelem Hay Hotel Alsancak – ten także znaleźliśmy na Bookingu, jednak w przeciwieństwie do taksówkarza, okazał się strzałem w dziesiątkę. Spędzimy tu kolejne trzy dni.
Po zjedzeniu pysznego śniadania (dzięki rekomendacji na Instagramie, odkrywamy boyoz, lokalne pieczywo z mąki, oleju słonecznikowego i niewielkiego dodatku tahini) , ruszamy do centrum. Nasz hotel mieści się w dzielnicy Alsancak, której serce bije wzdłuż kultowej promenady Kıbrıs Şehitleri Caddesi (dawniej Mesudiye Caddesi), pełnej restauracji, kawiarni, barów, księgarni oraz sklepów. Oprócz odzieży popularnych tureckich marek, jak chociażby Kotton, LC Waikiki czy Mavi, można tu znaleźć znaleźć m.in. ręcznie wykonywane torby z etnicznymi wzorami, skórzane obuwie, czapki, pamiątki oraz solidnie wyposażone drogerie. Są też stragany ze świeżo wyciskanymi sokami w bajecznie niskich cenach – odtąd będziemy pić je codziennie. Gdyby nie fakt, że ceny w Turcji w ciągu ostatnich lat solidnie poszły w górę, spadek wartości liry w stosunku do złotego pozwoliłby tu mocno zaszaleć, choć i tak nadal jest znacznie taniej niż w Polsce. Trzeba będzie znów zaopatrzyć się w zapas pidżam i skarpetek – moja mała turecka guilty pleasure. ;)
Temperatura w cieniu przekracza 30 stopni, a uliczne psy szukają chłodu we wnętrzach sklepów z suwenirami. Dzięki dość wietrznej pogodzie nie odczuwamy jednak przesadnie upału i pieszo przemierzamy trasę z Alsancak do placu Konak, wzdłuż nadmorskiego bulwaru Atatürka. Mimo dość wczesnej pory, nie brakuje osób, które właśnie urządzają sobie piknik i popijają piwko w cieniu palm i wizerunków Mustafy Kemala. Stary, dobry Izmir – nic się tu nie zmienia i dobrze – myślę sobie po cichu.
Co z Izmirem ma wspólnego Wieża Eiffla?
Zatrzymujemy się na kawkę w jednej z urokliwych restauracji nad wodą, mieszczącej się w Konak Pier, XIX-wiecznym molo zaprojektowanym przez samego Gustave’a Eiffla, w pierwotnej wersji jako budynek celny. W latach 60. mieścił się tu targ rybny, a kilkanaście lat temu władze miejskie postanowiły odnowić to miejsce, czyniąc je jednym z bardziej ekskluzywnych i modnych w całym Izmirze. Nad naszym stolikiem szybuje stado mew, rozentuzjazmowane na widok okruchów simitów, rzucanych im przez kelnerów. W oddali przepływa właśnie prom miejski, przewożący mieszkańców miasta do przeciwległej dzielnicy Karşıyaka. Jest ciepło, błogo i spokojnie – oprócz nas, nie ma tu innych zagranicznych turystów, a uczucie to będzie nam towarzyszyć także przez kolejnych kilkanaście dni w urokliwej Eski Foçy. Na nią jednak przyjdzie czas, teraz płacimy rachunek i ruszamy w kierunku wieży.

Plac Konak i wieża zegarowa – tętniące życiem centrum miasta
Plac Konak, w centrum którego mieści się pochodząca z 1901 roku Saat Kulesi, to centralny punkt w mieście, każdego dnia mijany przez setki tysięcy mieszkańców. Nazwa ruchliwego placu pochodzi od Vali Konağı, rezydencji gubernatora prowincji, która znajduje się tuż obok. Innym ważnym elementem tego miejsca jest XVIII-wieczny zabytkowy meczet Yalı, niezwykle popularny za sprawą niewielkiego rozmiaru oraz przepięknych, orientalnych kafelkowych zdobień. Obracam się wokół własnej osi i chłonę atmosferę tego miejsca, która wydaje się nie zmieniać mimo upływu lat.
Mój wzrok przykuwa starszy pan, sprzedający karmę dla gołębi. Idę o zakład, że kilka lat temu w tym samym miejscu zrobiłam mu zdjęcie. Na jego, już wtedy leciwej, twarzy rysuje się cierpliwość i morze spokoju – świat biegnie, lata mijają, a on prawdopodobnie każdego dnia rozkłada tu swój plastikowy stołeczek, by oferować przechodniom swój skromny towar. Jest coś bardzo wzruszającego w tym widoku. Tłumy ludzi, w tym kobiet zmierzających na pobliski popularny bazar Kemeraltı, zachęcają nas do znalezienia bardziej kameralnego miejsca. Postanawiamy urządzić sobie dwukilometrowy spacer na południe, w kierunku zabytkowej izmirskiej windy – kolejnej atrakcji i symbolu miasta.
W grodzie „Ojca Turków” – o tym, jak bardzo dla mieszkańców Izmiru ważny jest Kemal Atatürk
Po drodze przystajemy na chwilę przy powiewającej fladze z wizerunkiem Mustafy Kemala, którą chcę sfilmować. Mijająca nas kobieta podchodzi i z uśmiechem dziękuje mi za ten gest. Warto wspomnieć, że ulice Izmiru przepełnione są pomnikami i wizerunkiem pierwszego prezydenta Republiki Turcji, a wielu budynkom państwowym nadano tu także jego imię. Sami mieszkańcy chętnie umieszczają na samochodach naklejkę z jego pierwszym podpisem w języku łacińskim, organizują rozmaite wydarzenia kulturalne mające na celu kultywować pamięć “Ojca Turków”, a nawet tatuują sobie jego wizerunek i podpis na ciele. W Izmirze nie brakuje też miejsc kultywujących pamięć o wodzu. W Karşıyace znajduje się XIX-wieczna Willa Latife Hanım, budynek należący do urodzonej w Izmirze żony Mustafy Kemala, pełniącej funkcję jej letniej rezydencji. To w tym budynku w 1923 roku zmarła Zübeyde Hanım, matka Atatürka, której ciało spoczęło następnie w grobie na terenie jednego z izmirskich meczetów.
Zabytkowa winda, z widokiem na miasto
Docieramy do niewielkiej, urokliwej (aczkolwiek niestety nie wyłączonej z ruchu) uliczki, prowadzącej do zabytkowego Asansöra (z tur. winda). To bardzo charakterystyczny, choć mniej znany wśród turystów, historyczny budynek dźwigu, będący jednocześnie jednym z najlepszych punktów widokowych w mieście. Wjazd na górę zajmuje zaledwie kilka minut i jest bezpłatny. Asansör to tak naprawdę wysoka ceglana wieża, wybudowana w 1907 roku przez bankiera i przedsiębiorcę żydowskiego pochodzenia, w celu ułatwienia komunikacji między wzgórzem a ulicami u jego podnóża. Odkąd kilkanaście lat temu budynek został poddany renowacji, stał się bardzo popularnym miejscem wśród mieszkańców miasta. Ze szczytu dźwigu podziwiać można panoramę Izmiru oraz wody zatoki. Znajduje się tu także elegancka restauracja Asansör Restoran. Na szczycie windy spędzamy kilkanaście minut, a później wracamy w okolice placu Konak.
Pyszna i bogata kuchnia egejska
Nadszedł czas na obiad. Będąc miastem malowniczo położonym na wybrzeżu Morza Egejskiego, Izmir może pochwalić się niezwykle bogatą kuchnią, czerpiącą zarówno z wpływów tureckich, jak i greckich. W poszukiwaniu miejsca do zjedzenia czegoś dobrego, trafiamy na restauracje, oferujące dania na bazie oliwy z oliwek, jak również świeże ryby i owoce morza, doprawione dużą ilością lokalnych ziół. Część z tych miejsc pomalowano na biało-niebieskie barwy, a w ich wnętrzu po cichu sączy się tradycyjna grecka muzyka. W zdecydowanej większości króluje jednak typowo turecki klimat, a w kartach menu dominują rozmaite rodzaje kebabu. Bez względu na preferencje, w niemalże każdym miejscu można znaleźć dania kuchni egejskiej, doprawione ziołami regionu oraz oliwą z oliwek. Naszą wybranką staje się knajpka o zabawnie brzmiącej nazwie Pupa. Za namową sympatycznego właściciela, zjadamy tu jeden z lepszych makaronów w życiu, a do tego sięgamy po nasze ulubione tureckie piwo Bomonti Filtresiz.
Licznik kilometrów jasno daje nam do zrozumienia, że daliśmy czadu z pieszymi wędrówkami po mieście. Kolejnego dnia ruszamy do sklepu w poszukiwaniu karty na komunikację miejską, a w naszych planach pojawia się m.in. przeprawa promowa do Karşıyaki, odwiedziny Parku Kultury, szwendanie się po hipsterskich zakamarkach Alsancaku i udział w koncercie. Ale o tym więcej w kolejnej odsłonie relacji z sierpniowego pobytu w Izmirze!